Mijają mi dni ostatnio baaaardzo szybko, ale pracuję po trochu też nad konkretnym projektem. Konkretnie konkretnym, czyli na zamówienie
ale ale. Nie ma się co jeszcze cieszyć, na razie mam prototyp uszyty, dziś, zaraz, biorę się za krojenie gotowca, następne dni będę go szyć i dopiero zdjęcia do klientki do zatwierdzenia. I albo weźmie albo nie. Niezależnie od tego - mam wielką frajdę i zostanie ze mną pełen wykrój jako przecież moje dzieło
Byłoby szybciej, ale niemal równo ze zleceniem, dwie h później, M przyniósł maaaasę robo, a wczoraj dołożył kolejną a w tygodniu będzie jeszcze jedna. Nie mam więc właściwie wyboru. Wyszarpuję dosłownie po pół godziny na dorobienie czegoś w prototypie, a teraz podobnie będę szyć gotowca. Robo ważniejsze, z czegoś trzeba żyć (i odkładać na lalki hyhyhy), ale i muszę coś swojego porobić żeby zachować stałość umysłu
A tyle rzeczy mi chodzi po głowie... i na zakupy niedługo pójdę :) w końcu ostatnie robiłam 1-2 marca, obiecałam sobie żadnych zakupów w marcu, chyba że uda mi się odrobić wydatki. Nie udało się, więc zakupów nie było. Ale marzec się kończy już niedługo sialalalala... na uszycie prototypa zużyłam prawie cały kawał materiału, na uszycie gotowca zużyję drugi, więc zrobi się miejsce...
Stop. Do końca marca jeszcze cały tydzień. Potem o tym pomyślę. Teraz kończę kawę i uciekam do roboty. I nieodmiennie, odkąd tę piosenkę usłyszałam i mam na lapku, będzie mi towarzyszyć przy pracy. Znów, w kółko aż do 15-tej. Przeróbka, nieco szybsza wersja od oryginału ale uwielbiam, och jak mi dobrze się przy niej robi wszystko...
Anthony Hamilton. Freedom. Kool and Kabul edit.
I doskonała wersja z beatboy'em tu na jutubie. Nie wiem, dlaczego nie wygrali MBtM... No uwielbiam obie :)
Lepiej się bierz za szycie bo wiesz że mam dla Ciebie suknię ślubną :-) a ona trochę miejsca zajmuje i nie tak łatwo będzie ją schować ;-)
OdpowiedzUsuń