czwartek, 28 stycznia 2016

Rudasek - custom blythe nr 2


 Uwielbiam te jej złote oczka. Tak pięknie łapią każde światło, idealnie jej pasują, ach i och i cała seria zachwytów leci, kiedy tylko biorę ją do ręki.


Ogrodniczki i golf by me ;)  szelki tylko się nie załapały na fotkę.
I cudne malowane powieki...




Druga para oczek


Trzecia para diamentowa


Czwarta para srebrna z iskierkami




Czyż nie jestem urocza? :)


czwartek, 21 stycznia 2016

Minty - custom Blythe nr 1

Przyjechały wczoraj, od NIE-SA-MO-WI-CIE  zdolnej!!!!!!!!! kobietki, LILA KOCHAM CIĘ OFICJALNIE I DO KOŃCA ŻYCIA!!!, w towarzystwie cudnego chłopaczka bjd, a ja dostałam amoku i aż gorączki z wrażenia. Są przecudowne. Brak mi słów, brak mi umiejętności fotograficznych, by pokazać cały ich urok, te szczegóły, to malowanie, to rzeźbienie.... Żadna fotka tego nie odda, co można zobaczyć na żywo. Wybaczcie ten bełkot ale naprawdę nie potrafię na razie składnie i ładnie pisać, patrzę na nie i mam zaćmienie mózgu :) 

Marzenia się spełniaaaaaaaaaaaaaaaaaajjjąąąąąąąąąąąąąą! :D

To była ta moja wielka tajemnica, ten wielki i podstępny plan, knuty od jesieni :)


Pierwsza z dziewczynek blajtkowych - Minty. Czysty aniołek, zimowa wróżka, która chyba mi śnieżycę wczoraj sprowadziła ;) (i nadal sypie ;))



Zobaczcie, jakie gwiazdki, i te dwutonowe turkusowe powieki z ciemniejszą kreską nad rzęsami, i ten połysk błękitny dodatkowo!  A same rzęsy - granatowe!  Absolutnie piękne!!! I brewki delikatne turkusowe <3



Te usteczka delikatne, wyrzeźbione, i noseczek, aaaaach...




Turkusowe real oczka nr 1



Diamentowe oczka nr 2

 

Błękitne real oczka nr 3



Ciemnoniebieskie real oczka nr 4, z dużą źrenicą



Jest fantastyczna.

I ma koleżanki, mówiłam już, że ma koleżanki? :D    I kolegę :D
Jeden rudasek, jedna srebrnowłosa i blond chłopaczek :D

No strasznie się zachwycam nimi i cieszę, że mogę zmacać i obszyć to towarzystwo :D 
I w ogóle jakie one fajne, jak te ciałka nowe pozują, a chłopaczek mnie tak zauroczył, że następna lalka, jaką kupię i to kupię szybko zaraz teraz już, to będzie msd. Idealny rozmiar <3 

Naprawdę jestem w amoku jakimś. Dobrze, że teściowa zaopatrzyła nas w mrożonki na kryzysowe dni, bo dziś jest wybitnie  kryzysowy. Obiadu nie ma. Są odmrażane pierogi i proszę mi dać spokój, matka i żona się bawi i zachwyca :D

wtorek, 19 stycznia 2016

Skrzyneczka! A nawet dwie! I sukienki! I zaciesz!

czyli post o wszystkim! :D

Zacznę może od zakupów i prezentu. I od początku.
Postanowienia moje noworoczne jakie są, każdy widzi. Boję się już coś do nich dopisywać, chociaż jedną pozycję chyba muszę bo się uduszę, boję się, bo nie wiem, czy uda mi się je zrealizować wszystkie. Tak przed sobą samą nie chciałabym nawalić, a nie nawymyślałam buka wie czego, same życiowe sprawy, które powinnam i bez postanowień zrealizować aaaaaale jakoś mi do teraz nie było po drodze z tym. Więc są na tablicy ogłoszeń, publiczna spowiedź z moich słabości do poprawienia ;)
Pierwsze i najważniejsze do poprawy są koszyczki, pudełeczka, pojemniczki, duże, małe, w kratkę, kropkę, kwiatka i gładkie i jakie tylko fabryka dała. I tam jest w nich dobro wszelakie i skarby wielkie. I rozmnożyło się to towarzystwo w ubiegłym roku, z jednego!!!!!!! do 9 koszyczków i 5 pudełek i pudełeczek różnych. Postanowienie moje noworoczne - zlikwidować towarzystwo, jako że większa część tego co w nich jest to tak naprawdę przygotowane lub już zaczęte i nieskończone szycie. Wstyd i hańba, ale co zrobić, jak wena na milionpińcet ciuchów, a czasu starcza na tyle, ile starcza. Błąd też mój, że nocami siedziałam i szykowałam sobie szycie "na zapas". No. To teraz zapasu samego mam co najmniej do wakacji. A wena i potrzeby inszych swoje...
Ale ad rem.
Porządki w tem dziale się zaczęły, albowiem gdyż ponieważ BO mam tę oto nową, pachnącą świeżym plasticzkiem, bajerancką, wypasioną w 12 przegródek różnej szerokości - SKRZYNECZKĘ!!!
 

A NAWET DWIE SKRZYNECZKI!!! bo mężczyzna mój zobaczywszy wczoraj wieczorem, że nie zmieściłam się ze wszystkimi skarbami w jednej, zakupił był dziś osobiście, samodzielnie i z własnej niemal inicjatywy drugą. Też dla mnie. Wzruszyłam się :) Z braku jednak czasu dziś nie obfociłam ani się nie wprowadziłam do niej. Do wczorajszej natomiast tak, i nawet mały case-tour zrobiłam ;) :

- w dolnej szufladzie, jako że wyciąga się całość i ma 5 przegródek od ręki razem dostępnych - są szpulki małe i duże, wygodnie, i nareszcie się nie kurzą, i nie muszę gmerać w pudełku szukając konkretnej. Zapas zatrzasków do ubranek też się zmieścił.


- środkowe szufladki jako najszersze zmieściły dwa moje prywatne małe pudełeczka, i tu od sasa do lasa :)


- górne szufladki takoż mydło i powidło, ale często używane:


Zlikwidowałam tym samym koszyk, który wyprowadzał mnie najbardziej z równowagi oraz równie wkurzające 2 pudełka!  Sukces na 200%!!!  A co jeszcze zmieszczę w drugiej skrzynce?! HA!

Jestem z siebie dumna, porządki zaczęte, bajzel powoli ukrywam i jak by nie było, zaczyna ten mój sewing corner (może raczej window, bo cały majdan szyciowy mieści się nieelegancko po prostu na parapecie, z braku jakiegokolwiek innego miejsca) wyglądać niego bardziej niż do tej pory, mężczyzna użył słowa na Pe. Czyli Powiedzmy, że Prawie Profesjonalnie, a Przynajmniej Początek jakiś tego Profesjonalizmu jest ;)
Mam nadzieję, że jutro jakoś znajdę czas na meblowanie drugiej skrzyneczki.


Co dalej...


Poszyłam fafdzieścia sukienek:












Od montowania guziczków mam dziurę w lewym wskazującym palcu niemal na wylot, a wisiorki już były. I zwracam również uwagę moich czytelników na prawie bezbłędnie wykonane picizakładeczki na topach sukienek :D   UWIELBIAM ten element dekoracyjny, przegięłam z nim tym razem, ale w zasadzie można powiedzieć, że wszystkie sukienki tworzą w miarę spójną kolekcję jesień/zima. O.

I już na szybciutko wieeeeelki zaciesz - jutro będę miała gości! LALKOWYCH!

NARESZCIE!!!!!!!





A na sam koniec jeszcze WIPowskie zdjęcie dla wytrwałych, z całkiem innej beczki, czyli co zaczęłam, jak już wypchnęłam szycie i co jeszcze dziubię, bo przerwały mi tą robotę skrzyneczki



Ale wyniki tej robótki, jak i historia Jej samej - następnym razem ;)


czwartek, 14 stycznia 2016

Wisiorki

 majstrowalam wczoraj. Dla pulisiów ofc, ale żywiczkom chyba też będą pasować, chyba muszę przymierzyć jeden Armin...


 












... i szyje się nadal. Byle do soboty :)


środa, 6 stycznia 2016

Glutowanie i restring w wykonaniu zieloniaka


Pisane dnia 10 czerwca roku pańskiego 2015. Żeby było na świeżo po całej tej imprezie :) 


Przecież to proste. Chcesz się czegoś dowiedzieć - wklepujesz w wyszukiwarkę, enter i jest. Milionpisiont stron z odpowiedzią na pytanie. Jak masz farta to i wideoinstrukcja się znajdzie, dla opornych, co nie wizualizują opisu. Czyli w tym przypadku dla mnie.
Klocek jest klockiem. Co za tym idzie - ciężar właściwy sobie ma. Co za tym idzie - no niestety pozowanie wychodziło jej średnioniebardzo czyli wcale. Po rozpakowaniu i złożeniu jej (czy wspominałam, że samo zakładanie nóg zajęło mi bite 2 godziny? rąk godzinę? tak, bo się bałam, że jeszcze coś gdzieś złamię i tego to mi nie doślą, bo sama zepsułam, ale okazało się, że trochę siły jednak i ciągnięcia na chama trzeba włożyć ;) ) - jak już pisałam ;) - po złożeniu jej próbowałam postawić klockowatą pannę chociaż w pionie. Udało się, ale drugi raz tej sztuki nie powtórzyła. Od razu za to składała ręce przy tułowiu oraz radośnie majtała nogami we wszystkie strony. Coś co ma stabilność kukiełki teatralnej raczej samo stać nie będzie. Gdzie jej do sztywności stawów pulisi...
Ale że się nacieszyć chciałam, to złożyłam, mimo że w transporcie ukruszyła się noga w kostce i czekałam na nową część, co oznaczało konieczność rozłożenia i złożenia na nowo i powtórki z mordęgi restringu. Ojtam ojtam. Dopytałam, doczytałam, dowiedziałam się, że pozowalność i stabilność lalki poprawi glutowanie stawów za pomocą kleju z pistoletu (hot glue sueding). Obiecałam sobie, że jak przyjdzie nowa nóżka to i to zrobię, no bo kto mi zrobi i dlaczego on skoro to moja lalka :) Noga przyszła w ten poniedziałek, dziś jest środa a wczoraj całe popołudnie i wieczór do 1 w nocy bawiłam się w glutowanie i restring.
Na początek początek - czyli co i skąd. Wystarczy wklepać w gugla hot glue bjd i wyskoczy sporo opisów oraz filmy na jutubie. Kto chce wklepie od razu hot glue sueding i będzie miał jeszcze więcej :)  ja otwarłam jakiś pierwszy z brzegu filmik i robiłam mniej więcej jak dziewczyna na nim. ojojoj jakie to się wydawało proste. Może i jest faktycznie nieskomplikowane ale oglądanie tego niestety nie wystarczy, trzeba popraktykować. Co wcześniej wiedziałam? To co piszą również na necie.
  • Nie super gorący klej bo uszkodzi żywicę - uprzedzam od razu, że taki super gorący uzyskuje się w superdrogich fachowych branżowych pistoletach, a takie z kolei ciężko dostać w chińskim "wszystko za pisiont", gdzie kupiłam swój minipistolet i miniwkłady do niego. Takie zwykłe chińtkie taniochy są ok, nagrzewają klej wystarczająco żeby poparzyć skórę do bąbli ale niewystarczająco, żeby zrobić kuku żywicy.Bez obaw więc :)
  • Druga sprawa - rozcieranie kleju. Jedni używają zwiniętych kawałków papieru - jak dziewczyna z filmiku, który oglądałam, robiłam tak i było ok, inni podobno robią to palcami - odradzam, poparzenie murowane a z drugiej strony stygnący klej ciężko dobrze rozetrzeć a stygnie w kilka sekund po nałożeniu. Też moje własne wnioski, ile razy poprawiałam takie babole to święci pańscy...  
  • Do rozcierania najmniejszych stawów wymyśliłam sobie zaokrągloną końcówkę od długopisu iiii sprawdziła się o wiele lepiej niż papierki. Trzeba tylko ją czyścić po każdym glutowaniu, bo klej który zostaje na niej zbiera a nie rozciera nowy klej a nie o to chodzi. Nic się nie stopiło ani nie pobrudziło żywicy, plastik długopisowy klejowi nie uległ nawet na 1 %.
  • Co jeszcze. Nie można tego robić za szybko ani za wolno. Tu jest kluczowe wyczucie i trzeba wypróbować po prostu jak to robić. Nie można poprawiać zaraz natychmiast drugi raz bo jeszcze nie zastygło - zastygło już na bank i się spaprze jeszcze bardziej. jeśli nie wyszło nie ruszać, szkoda czasu, od razu po ostygnięciu kleju zerwać go i od nowa zabawa. 
  • Co jeszcze - zanim się zacznie zabawę  trzeba sobie przymierzyć nieglutowane stawy do siebie, jak się schodzą, bo tak samo muszą do siebie pasować już z klejem. Nie może być szpar, odstających części itp. bo to oznacza, że kleju jest za dużo. Kończyny będą miały różną długość a zwłaszcza przy nogach każdy milimetr różnicy ma znaczenie ;) Brzegi wyczyścić ale to oczywista oczywistość bo potem po paru zgięciach i ruchach wylezą farfocle.
  • Przy rozkładaniu lalki na części pierwsze priorytetem jest nie pomylić części prawych z lewymi. Żeby się potem nie obudzić z rękoma zestringowanymi do tyłu hmm hmmm hmmmm...
  • Nie klejować tuż przed oczami nad kolanami no chyyyba że na kolanach jest gruby ręcznik. Z pistoletu kapie. Klej. Gorący. Z ubrania nie do usunięcia, z ud owszem ale zostawia pamiątkę. Lepiej nad stołem bo ze stołu się odklei jak ostygnie :)
  • Jak kapnie gdzieś przypadkiem indziej na żywicę niż na staw -spokojnie zostawić niech ostygnie - minuta może - i zeskubać. Nie ma śladu. 
  • Najważniejsze chyba ale na końcu - kto tego nie robił niech sobie zarezerwuje przynajmniej dwie godziny spokoju ([przypominam glutowałam SD 1/3), bez dzieci kotów i innego przychówku, który będzie się kręcił ciekawsko i może się poparzyć. Albo zabrać jakieś leżące części lalki do zabawy. Albo lepiej trzy godziny. Skończycie wcześniej - super, później - każda minuta spokoju jest bezcenna. Doliczcie potem czas na restring, chyba że macie najwyższe asany i robicie to w 3 minuty. Ja nie umiem, mam pocięte wstążeczką łapy i straciłam na tym dodatkowe 2 godziny a rezultat i tak nie jest zadowalający, bo jedna noga jest mniej a druga bardziej naciągnięta, mimo pęczka na środku bioder. 
Restring. sytuacja podobna, klepać hasło i oglądać. Ja się bałam o żywicę, że połamię, no i trochę mi zajęło wyczucie i okrzepnięcie z tym, że aż tak prosto ją złamać to nie jest oraz że naciagnięcie gumy tak, żeby założyć drugą stopę to megawyczyn siłowy i kombinatorski ;) co jeszcze.
  • Ze swojej strony odradzam cieniutkie satynowe wstążeczki. Strzępią się mimo opalania to raz, gną się w stawach i nie chcą wyleźć to dwa, tną potwornie ręce przy naciąganiu drugiej nogi to trzy. Sposobem można to, na pętlę zakładaną na nadgarstek co w końcu wymyśliłam i dało się gumę wyciągnąć pięknie i założyć stopę, ale lepiej może jakiś obły sznurek, może się tak nie wpije w ciało jak to draństwo... Następnym razem spróbuję coś innego, 2 godziny męki z satynką pocięły mi kompletnie palce.
  • Dwa - nogi są gorsze. Zakładać symetrycznie, po kawałku, najpierw oba uda, potem dokładać łydki i stopy. NIE najpierw prawa noga potem lewa. tak jest gorzej i ciężko ułożyć węzeł na gumce na środku, tak, żeby się nie znalazł np. w stawie kolanowym uniemożliwiając wyprostowanie nogi (tiaaa...) bo wtedy trzeba rozkładać i zaczynać zabawę od nowa.
  •  Zarezerwować sobie na to czas. tego samego dnia albo następnego nieważne byleby czas był, jak w glutowaniu... 
  • Nie pomylić części od nogi lewej z częściami od prawej. ja sobie opisałam ołówkiem ale i tak mają wyryte od środka L i R żeby jednak na pewno nie pomylić. No cóż ;)  
  • Co jeszcze - nie. gumka z pasmanterii się nie nadaje. No chyba że jest tak samo gruba jak ta lalkowa i mierzona z lalkową na miejscu to owszem może być. Kupiona na łoko na bank okaże się tak ze dwa razy cieńsza ;)i nie utrzyma lalce ani rąk ani nóg. No mówiłam, że nie utrzyma...
  • Przydaje się pomoc kogoś, chociaż samemu też się da no ale nie ukrywam że jest dużo ciężej.
 Wszystko co piszę - piszę z perspektywy kompletnego zieloniaka, robiłam to pierwszy i drugi raz w życiu, może są gdzieś opisane jakieś super triki dla lamerów jak ja, ale nie mam czasu szukać,  więc wnioski mam takie jakie mam, może komuś oblatanemu wydadzą się śmieszne/oczywiste/głupie ale zieloniakom mam nadzieję trochę ułatwią pierwsze potyczki z żywicami :)

Jakie są efekty.
Glutowanie pomogło BARDZO. Klocka sama stoi w różnych pozach, dziwnych też. stoi również ze skrzyżowanymi nogami :)  nie gibie się pod biustem, pięknie trzyma prawie każde ułożenie. Ręce szwankują trochę ale mają gumkę pasmanteryjną. taaaak. Będę wymieniać następnym razem na tą właściwą, chciałam tylko zobaczyć czy glutowanie coś zaradzi na jej badziewność. Trochę pomogło ale jednak to za mało. Na szczęście wymiana gumek w rękach to nic w porównaniu z nogami :) Jak mi ręce odpoczną nieco to wymienię. Nie mam wyczucia w kwestii naciągu gumek, nie wiem czy są za mało czy za bardzo naciągnięte, może ktoś kiedyś to oceni fachowo. Na razie jestem zadowolona z efektu :)


Styczeń roku pańskiego 2016.
Do tej pory glutowania nie poprawiałam, ale też nie eksploatowałam Armin za bardzo. Mimo wszystko muszę powtórzyć zabawę, bo do teraz zdążyłam wyskubać za grube jednak warstwy kleju ze stawów (wiedziałam, że ta krótsza nóżka, a właściwie dłuższa, to moja sprawka), przez co np. ręce już trzymać pozycji nie chcą, nogi nadal ok ale lata w biedrach. Ale latała wcześniej i nie wiem co na to poradzić. Grubo się nałożyć nie da bo stawy się nie mieszczą. Pożyjemy zobaczymy. Ale gratuluję samej sobie napisania tego posta wtedy na świeżo. Aż mi się wszystko przypomniało :)

I w zasadzie to doradzałabym zarezerwowanie sobie jakichś pięciu godzin, tak na wszelki wypadek i te ciągłe poprawki... :)