Moja nowa miłość szyciowa - ogrodniczki na pullip i blythe *.* sukienek nie porzucam, nienienie, ale te maleństwa są tak słodkie, i tak przyjemne w szyciu, że naprodukowałam ich milionpińcet, a na pewno z dziesięć albo piętnaście ;) nie wszystkie się załapały na fotki, niektóre są jeszcze mocno rozgrzebane :) a sporo tylko przygotowanych do szycia, a ile jeszcze w głowie produkuję to łohoho...
ale do pokazania jeszcze coś tam sobie zostawiłam ;)
Wszystko wymaga prania, bystre oko dostrzeże ślady po mazakach spieralnych - ciuszkom jeszcze brakuje detali (lub trochę więcej) a do prania idą gotowe już z wszystkim przyszytym :) ale nie wiem kiedy, czym i czy w ogóle będę miała możliwość pokazania ich na blogu zanim się sprzedadzą, tak razem, a i tak zaległości mam całą furę już.
Sukienki w groszki, materiał ani to buraczkowy, ani to brąz, ani bordo, ale jak by się nie nazywał jest do zakochania. Również brakuje detali typu guziczki koraliczki kukartki...
Walczyłam o te zdjęcia jak lwica całe dwa dni, albo się nie chciały zrobić, albo się robiły ale nie zapisywały, albo w końcu zapisywały żeby potem zniknąć ot tak. Te to świeżynki wieczorne, robione godzinę temu, więc jest ciemno i z lampką biurkową :/ Nie mam chwilowo czasu nawet na rozgryzienie, czy to wina telefonu czy samej karty, na której się zapisują fotki. Ani sił, ani najbardziej chyba ochoty.
Przede mną, a raczej przed nami, ciężki tydzień, głównie życiowe, epokowe wręcz zmiany, a za nami równie ciężki. Trzymajcie kciuki, zwłaszcza w środę od rana. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to być może pojawi się wkrótce nowa zakładka na blogu, o remontach i urządzaniu szyciowego i lalkowego kąta :)
I nadal czekam na lalkę/lalki :D - z dobrych wieści - lecą już wszystkie :D
Wszystkim zaglądającym, a sporo Was - dziękuję :) i do następnego posta :*