Wczoraj...
Był pięknie bury, cudownie zimny i absolutnie obłędnie ponury poranek, a właściwie to późny poranek tak przed lunchem.
Tarzałam się po podłodze z młodym, budując kolejne wieże i domki z klocków, całe miasteczko wokół torów, na których co trochę blokowała się elektryczna ciuchcia, i które to tory co trochę trzeba składać do kupy, bo główny zarządca koleją beztrosko wytycza sobie nowe trasy, najczęściej do nikąd ;) dopijałam zimną kawę zrobioną o 7 rano i myślałam "cobytu cobytu, może mu włączę raz tą bajkę i siądę do maszyny chociaż na te pół godziny, bo w tym tygodniu szyłam aż 2 razy po godzinie i dostaję małpiego rozumu, roboty w kokardki i to na już a nie ma kiedy..." Nie ma kiedy bo Pan i Władca Ogniska Mego Domowego popołudniówki złapał. Do tego goście przed weekendem, soboty nie pamiętam a w niedzielę byliśmy na grzybach w lesie, gdzie to znalazłam psiarów aż 7 sztuk. Hubę na drzewie też. Nawet jej zdjęcie zrobiłam ale przecież nie będę huby pokazywać, zresztą na fotce nie wygląda już tak atrakcyjnie jak w lesie i jak mi się wydawało. Po raz kolejny zresztą okazało się, że jestem trąba a nie fotograf i nic ze mnie w tej materii chyba nie będzie, chociaż część winy zrzucam też na złe oświetlenie (jak to przeważnie w lesie bywa) oraz aparat, z którym się nie dogaduję od początku ale też od początku jeszcze przed jego kupnem ostrzegałam, że zdjęcia będzie robił gorsze od starego. Znów miałam rację. Ale nie o tym teraz.
Tak sobie leżałam, tak się tarzałam, podświadomie drugoplanowo myśląc, czy kurier z moją nową zabawką przyjedzie jak będę usypiać małego, czy jak już go położę, bo dzwonił z samego rana "pani ja za godzinę będę niech pani w domu będzie", więc ja durna siedzę i czekam. Trzecią godzinę. No na bank przyjedzie po dwunastej i mi dziecko obudzi, bo małe ma słuch jak nietoperz. I tak go już prawie zaczęłam wyzywać w myślach, kiedy zapukał do drzwi...
Oszczędzę Wam już szczegółów przyjmowania paczki itepe ;) :D, w skrócie przyniósł mi był... telefon. Ostatni tydzień albo dłużej, nie pamiętam, zlewa mi się wszystko w jedno długie pasmo bez dat, byłam bez, mój stary foniacz służący li tylko i wyłącznie do dzwonienia i smsów, zdechł był na amen. Do niczego innego się nie nadawał, a i do tego co robił też nie za bardzo, felerny od nowości był i w zasadzie bardzo się cieszę, że wreszcie raczył się przenieść na tamten świat. Wytrzymałam z nim dwa lata i spodziewam się za to co najmniej gratulacji od prezydenta.
Nowy foniacz jest śliczny, błyszczący, kororowy i robi fotki wcale nie gorsze od mojego normalnego aparatu. I bardzo się z tego cieszę, bo głównie po to był kupiony. Żebym mogła robić zdjęcia wreszcie bez wiecznego przekładania karty, akumulatorków, bez wściekania się, że dźwigam pół kilo małpy na szyi i wyglądam jak Chińczyk na wycieczce, i że mimo tych poświęceń zdjęcia zasługują wyłącznie na minutę ciszy. Oczywiście nie ma porównania w ogóle do zdjęć z lustrzanki czy jakiegoś
porządnego aparatu, ale są dobre i mi wystarczą na razie, oraz zakup zmieścił się w moim zdroworozsądkowym limicie kosztowym na takie gadźety.
Tadaaam :) moja nowa zabawka ;) selfie sobie sam nie zrobi, więc musi starczyć pudełkowa fotka
Aleeeeeeeeeeeee..............
to nie koniec...........
Zdążyłam wydobyć telefon z opakowania, kiedy ktoś znów zapukał. Może kurier czegoś zapomniał? Lecę otworzyć a tam ...
...
listonoszka z kolejną wielką paczką!
Dotarła!!! W tydzień!!! Kciuki mi zdrętwiały od trzymania, ale jest, cała i zdrowa :D
Kierownik musi być
Bąbelkowa mumia, uhuhuuu...
Panie, panowie i lalki, zza wielkiego oceanu, w ramach wymiany z pewną osobą z fb, przyleciała do nas ta ślicznota. Lekko poczochrana i gołowesoła ;)
Moje dziewczyny razem, już się uwielbiają :)
Nie spodziewałam się, że Asuka jest taka śliczna na żywo, jej wig jest mięciutki w przeciwieństwie do sztywnego wigu Sherry, ciałko troszkę inne gabarytowo, ciut większe ale nadal mieści się w sukienkach szytych na S., mam wrażenie też, że lepiej pozuje, no i ma przepiękne oczyska, może następnym razem uda mi się je złapać w pełnym kolorze :) Jestem nią zachwycona. Sherry też, wreszcie nie jest sama :)
Lecę na spacer a potem może (oby!!!) znajdę 5 minut, żeby się tymi nowymi zabawkami pobawić, bo na razie leżą na wysokiej półce, gdzie dzieć nie sięga ;) O ile telefon jakoś ustawiłam wczoraj po 22., to Asuka do dziś czeka.
Życie ;)
* Zdjęcia robione foniaczem :)
* Tak wygląda każdy post, jeśli nie zabieram się za kasowanie zbędnego gadulstwa. Przeraża mnie to ale zostawiam kupa mięci ;) Pisany przez dwa dni, od wczoraj, na pińcet rat. omg.