Wracam do blogowania, przerwa przerwą ale to wyłącznie od pisania, bo od szycia ooo nienienienienie. Nie próżnowałam, mam masę rzeczy do pokazania, i to nie tylko dla pullipów (ha! tego się nawet ja nie spodziewałam ale jednak) ale zacząć chcę od mojego specjalnego projektu dla Sherry.
Chciało mi się już dawno zrobić konkretną sukienkę, tak na spokojnie, bez ciśnienia, dopracowaną chociaż jednym detalem, trochę lolicią (jakżeby inaczej, przecież mam kota na punkcie takich sukienek), z falbankami, z koronkami, z koralikami, i bransoletki mi się chciało, i żeby jakoś wmontować w to koniecznie gorsetową górę. I koniecznie również koronę.
Przede wszystkim koronę, taką minipici.
Tylko skąd taką malutką wziąć? Można było poszukać jakiejś zawieszki, ale wszystkie, które znalazłam były płaskie; przestrzennej, okrągłej, nie znalazłam. Możliwe, że nie szukałam dość dokładnie, ani dość długo, ale nie ma tego złego.
Przy okazji którychś z kolei zakupów, bodajże autka dla syna, dojrzałam coś na sklepowej półce. Coś, co po malutkiej modyfikacji może służyć za taką właśnie maniunią koronę dla Sherry.
Kupiłam.
Skoro korona już jest, reszta poszła
piorunem. Kolor był oczywisty. Jedyny słuszny dla księżniczki przecież
:) I troszkę marszczone rękawki. I gorset nawet się udał, chociaż
zeżarł mi dwa dni z szycia.
Dziś z okazji święta chciałam też przetestować moją prawie
dioramę, bo od jakiegoś czasu już żadna ściana w mieszkaniu nie nadaje
się jako tło. Ktoś się dorwał do markera...
Prawie bo jest w kawałkach i jeszcze w stanie surowym ale chyba nie wyszła tak całkiem źle?
Oraz backstage z focenia :) z zestawem pierwszej pomocy obok.
Nad dioramą, nową, lżejszą, myślę, składowe podstawowe już mam, kto ciekawy może wyżej na zdjęciu dojrzeć kawałek ale to i tak kiedyś będzie tematem posta, więc szczegółów już nie zdradzę. I nie chodzi o te dechy wykorzystane dziś :) Cudo to może nie będzie ale szycie też na początku wychodziło mi co najmniej marnie ;) Ta jest za ciężka, o mały włos nie rozbiłabym sobie nią nogi. Zdecydowanie wymaga miejsca stałego do przechowywania, nie noszenia. A takiego miejsca to ja nie posiadam.
Dni takich jak dziś przydałoby się więcej. Odgórny zakaz robót codziennych ciężkich pozwolił mi zrobić rzeczy lżejsze, na które na co dzień szkoda mi czasu. Na zdjęcia do dzisiejszego posta, bo wyciągnięcie i ustawienie dioramki, przygotowanie Sherry, ubranie jej, uczesanie, ustawienie i obfocenie zeszło mi od 15.30 do 18.30. a od 18.30 do teraz obrabiam zdjęcia i piszę.
MA-SA-KRA.
Uff. Mam nadzieję, że bardzo Was nie wymęczyłam :) ale ostrzegam, następny post będzie miał przynajmniej tyle zdjęć jak nie więcej :D