czwartek, 12 lutego 2015

Nareszcie

wróciła maszyna. Nie myślałam, że naprawdę zostanę bez jakiejkolwiek, na cały tydzień, ale stało się.
Ponieważ próżnia nie lubi być próżnią zbyt długo, zastąpiłam szycie kupowaniem i internetem. Od kupowania utonęłam w szmatach, co zresztą widać w (małej) części na zdjęciach, od internetu mam odruch prawie wymiotny na sam widok monitora.
Żeby wyrównać poziom do normalnego, robię sobie bana na sieciunię oraz muszę zużyć chociaż kilka z tej sterty materiałów, które nazbierałam. A mam co i z czego szyć.

Jak będą jakieś ;) postępy, dam znać. Na pierwszy ogień pójdą sukienki Franczeski i dyńki bezimiennej. Dynia jest dynią na razie.




Jak nie znajdę w sobie weny na szukanie imienia, to zdam się na propozycję któregoś z generatorów ;)
Wracam do obcałowywania mojej pięknej cudnej działającej Arki ;)

2 komentarze:

  1. Gratuluję powrotu dzieciątka :D A ciuch pikny. Szkoda że mój singer nie chce się wskrzesić :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach dziękuję dziękuję, sama jestem przeszczęśliwa tak, że prawie spać mogłabym z nią ;) a dziś stoi od rana na stole żebym tylko mogła na nią patrzeć, jeśli już szyć nie mogę. Za wskrzeszenie Singera trzymam jednak kciuki, jak stary to powinien dać radę u dobrego mechanika :)

    OdpowiedzUsuń

będzie mi miło :)